MOWA POGRZEBOWA

Część osób twierdzi, że Tom Hex nie istnieje, a nawet nigdy nie istniał. Inni utrzymują, że owszem, Hex żył, ale już umarł.

W związku z tym publikujemy treść wystąpienia, które podobno sam zainteresowany wygłosił na własnym pogrzebie. Nie wiemy jednak w jakich okolicznościach się to odbyło. Czy słowa padały z ust żywego Hexa, który dopiero potem padł martwy na swoim pogrzebie, czy też odwrotnie, już martwy wygłosił mowę z wykopanego grobu, do którego go uprzednio pieczołowicie złożono. 

Na wypadek gdyby powyższe doniesienia okazały się jednak zgodne z prawdą, oto oryginalny tekst :

Oto moja mowa pogrzebowa. Podyktowałem ją na łożu śmierci, a właściwie w wannie śmierci, bo przygotowując się do umierania zażywałem właśnie kąpieli nie chcąc, by śmierć zastała mnie w stanie krępującej nieczystości. Tak więc kiedy już słuchacie tych słów, ja jestem martwy, a wy żyjecie, ale spokojnie - taka sytuacja nie potrwa długo.
Jak zapewne słyszeliście, na Ziemi żyło dotąd około 20 miliardów ludzi. Tyko Bogini wie, ilu żyło poza Ziemią, mam na myśli galaktyki i wszechświaty równoległe. Wszyscy ci ludzie umarli. Domyślacie się więc, że właśnie dołączyłem do tego szacownego grona, do którego i wy niebawem dołączycie, z czego akurat bardzo się cieszę, bo jeśli mam już nie istnieć to tylko w doborowym towarzystwie.

Może to dziwne, ale postanowiłem w tej sytuacji nie wydziwiać. Owszem, znam specjalne praktyki magiczne prowadzące do nieśmiertelności, posiadam w swojej świątyni specjalne eliksiry służące, jak w przypadku egipskich mumii, do konserwowania tej śmiertelnej powłoki zwanej ciałem, znam też metody taoistycznych mędrców przedłużające w nieskończoność życie i orgazmy, jednak uznałem, że zrobię to co wszyscy przede mną – po prostu umrę. Wolę się nie wyróżniać, nie robić niepotrzebnej sensacji. Śmierć jest sprawą poważną, powinna więc otrzymać stosowną oprawę bez wygłupów i łamania ustalonej tradycji.
W związku z tym nie planuję też zmartwychwstawać. Byłoby to nieoryginalne i w złym guście. No i te wszystkie problemy z urzędnikami, z pismakami goniącymi za tanią sensacją... Nie, to absolutnie się nie opłaca.

Cieszy mnie, że zgromadziliście się dzisiaj licznie na tym cmentarzu, chociaż prawdę mówiąc mogło być lepiej. Powiedzmy sobie prawdę prosto w oczy: jesteście tutaj, ponieważ wasze modlitwy i rytuały w mojej intencji nic nie dały. Niemniej jednak wszyscy dzisiaj obecni zostaną sowicie wynagrodzeni, a ci co nie przyszli, niech sobie plują w brodę i zgrzytają zębami.
Wiem, że zwabiła was tutaj nadzieja na jakieś wesołe hece zakończone sutym obiadem. Takie podejście to niestety czyste naiwniactwo. Współczuję wam, bo się nabraliście. Hecy nie będzie. Owszem, cieszyłem się dotąd opinią człowieka niepoważnego, dla którego nic, nawet śmierć, nie stanowi tabu, a tym bardziej jakiejś nienaruszalnej świętości, ale dzisiejsza uroczystość będzie rozczarowująco normalna. Oczywiście przemknęło mi przez myśl, by zorganizować odjazdową imprezkę z fajerwerkami, klaunem i żonglerką plus wystawny obiad na świeżym powietrzu. Domyślacie się jednak, czym by się to wszystko dla was mogło skończyć. Aresztowanie i oskarżenia o bluźniercze ekscesy na cmentarzu z pewnością nie należą do najprzyjemniejszych doświadczeń, jakie mogłyby was tutaj spotkać.

Zgodnie z moją ostatnią wolą, ceremonię pogrzebową przeprowadzić ma pogański kapłan z kapłanką i/albo wyświęcony mistrz buddyjski. Gdyby się okazało, że wszyscy z nich nagle i w pośpiechu wyjechali, wtedy niech ceremonię poprowadzi ktokolwiek o czystym sercu i nieposzlakowanej opinii.

Za chwilę to co ze mnie zostało, a właściwie to czym się stałem, złożycie do grobu, przysypiecie ziemią i zapalicie świeczki. Szczególnie te świeczki są bardzo fajne. Mam do nich duży sentyment. Palcie dużo świeczek, nie tylko na cmentarzu, ale też w domu. To zawsze wnosi miły nastrój, szczególnie jeśli towarzyszy temu kadzidło i inne ofiary stawiane na domowym ołtarzu.

Niektórzy z was będą być może chcieli rozpaczać z powodu mojej śmierci, zamartwiać się, płakać i ubolewać. To miłe, ale całkowicie zbędne. Lepiej zajmijcie się jakimiś bardziej ekscytującymi, ważniejszymi sprawami. Zajmijcie się życiem. Umierając nie zrobiłem nic takiego, czego by przede mną nie uczynili wszyscy inni żyjący onegdaj na tym świecie. Nie ma więc co rozpaczać. Umieranie jest tak powszechne jak oddychanie, czyli życie. Niektórzy z was myślą sobie w tej chwili: jak dużą stratą dla świata jest śmierć tego wesołego człowieka! Jednak inni myślą: jak dużo wesołych rzeczy stracił on odchodząc z tego świata!
O naiwni! Niestety wszyscy macie rację. Z każdą sekundą my tracimy świat, a świat traci nas. Mówiąc krótko - jesteśmy straceni!
Skoro tak, to nie mamy już nic do stracenia! Bawmy się i używajmy żywota! Rozświetlmy całą przestrzeń błogością naszych serc! Czyńmy miłość, nie wojnę! No i tak dalej. Wiecie o co chodzi…

Za chwilę stypa, czyli obiad i wspominki, mam nadzieję, że wesołe. Powinniście wspominać, a nie wypominać sobie, to co było. Naprawdę was proszę: nie przynieście mi wstydu! Uśmiechajcie się do siebie. Nie chodzi o to, żeby się cieszyć z tego, że umarłem, tylko żeby cieszyć się, że w ogóle żyłem. Mam nadzieję, że kiedy na was przyjdzie pora, umrzecie jak ja, z godnością, pogodnie i w dobrym humorze wynikającym ze zrozumienia natury zjawisk. Mam na myśli współzależne powstawanie i inne aspekty oświecenia.

I tutaj naszła mnie pewna refleksja. Zasady etyczne, które mają nas uchronić przed zmarnowaniem sobie życia, są prawdziwe, o czym wszyscy się przekonamy, kiedy już zmarnujemy sobie życie, dokładnie tak jak to uczynili wszyscy mędrcy przed nami, ci sami którzy sformułowali powyższe etyczne zasady po zmarnowaniu sobie życia.
Ja sam oczywiście, jako mistyk i mag, wiedziałem od początku, że w życiu powinienem zachować umiar, uczciwość, spokój, prawdomówność, wierność i trzeźwość, ale dopiero po zmarnowaniu tych szans uzmysłowiłem sobie, że to wszystko było na serio! Niestety, to naprawdę NIE BYŁY wygłupy zrzędzących ramoli!
Marnując życie sobie i innym zrozumiałem wreszcie jego sens. Tak więc ostatecznie nie zostało ono zmarnowane. Ten proces dotyczy nas wszystkich. W bezsensie ukryte jest znaczenie, w nicości wszechbyt, a w umieraniu nowe życie. Nie ma się więc o co martwić.

Poza tym dobra śmierć ma miejsce wtedy, kiedy wiemy, że daliśmy z siebie wszystko co najlepsze, żyliśmy poczciwie i możemy odejść bez żalu wolni jak wiatr. Powinniśmy więc żyć tak, jakbyśmy mieli za chwilę umrzeć, pogodzeni ze sobą i światem, bez lęku, zajmując się wyłącznie ważnymi, dobrymi rzeczami.

Dosyć tej filozoficznej nawijki. Przejdźmy do spraw istotnych, bo widzę, że się niecierpliwicie, przebieracie nogami, a może chce wam się siku.

Co do mojego majątku postanowiłem, że podzielę go między uprawnionych spadkobierców w bardzo niesprawiedliwy sposób. Niektóre osoby zostały wydziedziczone, innym losowo zapisałem bajeczne bogactwa albo długi karciane do spłacenia. Niektórzy będą musieli powalczyć o swoją część majątku w pojedynkach.
O sposobie podziału zawiadomi was moja kancelaria prawna. Stanie się to za tydzień. Do tego czasu wypocznijcie, zrelaksujcie się, najlepiej we własnym gronie.

Bawcie się dobrze!
Miłych i spokojnych snów!
Wasz, utulony w żalu albo w szalu,
Tom Hex