OPINIA KSIĘDZA


Ojciec Felix Abuelo z San Bernardino

Poznałem Toma Hexa w pociągu. Podobnie jak ja był poszukiwaczem prawdy, choć zdążał do celu wyjątkowo krętą ścieżką.

Rozmawialiśmy wtedy o pryncypiach. On mówił o przenoszeniu gór siłą woli (Mk 11,23), ja zaś o tym, że takie sztuczki są nic nie warte bez miłości (1 Kor 13,1-2). Ku mojemu zdziwieniu przyznał mi rację, więc go polubiłem. Spotykaliśmy się później często i wiedliśmy długie dysputy. W ogóle był wesołym gościem. Nie opuszczało go poczucie horroru, to jest humoru oczywiście.

Twierdził, że nagminnie zastępujemy Boga mówieniem o Bogu, że autentyczne przeżycie zostaje zastąpione wyobrażeniami.

Zapytałem go, jak więc chce dotrzeć do ostatecznej prawdy? Jaka jest jego metoda?

Odpowiedział, że należy poznać siebie, wejść w swoją najgłębszą głębię. Tak głęboko, że już głębiej nie można. Wchodząc do wewnątrz – mówił - znajdziemy się wszędzie na zewnątrz. Nie będzie już rozdziału Boga od człowieka.

Zaoponowałem twierdząc, że brzmi to trochę bluźnierczo: czyż nie jest świętokradztwem równać się człowiekowi z Bogiem? Czyż nie jest to właśnie pycha i zarozumialstwo, pierwsze grzechy zbuntowanych aniołów?

Tom Hex odpowiedział: Bóg stawia przed nami wino i pyta: ze Mną się nie napijesz? Naszą drogą jest właśnie wypić z tego kielicha. Kiedyś bóg Thor napił się piwa w Jötunheimie, krainie olbrzymów, z rogu, którym go poczęstowano, i w ten sposób uruchomił morskie przypływy i odpływy, bo podstępne olbrzymy połączyły magicznie róg z oceanem. Kiedy przyjmiemy zaproszenie, jakim jest świat, zyskamy boską moc. To jest nasze powołanie.

Zauważyłem, że właśnie dlatego kościół często krytykował mistyków, którzy chcieli wiedzieć więcej niż powinni. Uważali, że mogą zrównać się z Najwyższym i mieć jego moc. Czcili raczej siebie niż Boga, nieprawdaż?

Hex odrzekł: żeby ujrzeć Boga trzeba przebić się przez Ja, które Boga zasłania. Kiedy poznamy siebie, czyli ujrzymy, że siebie jest wymyślone, pozostanie tylko boskość i to będziemy właśnie my w całej okazałości. Ja - w żaden sposób nie może równać się z Bogiem. To Bóg w nas równa się z samym sobą. Ja jest tylko dobrym narzędziem służącym do przetrwania w świecie, który także sami wymyśliliśmy.

Mając na uwadze nauki chrześcijańskich mistyków zgodziłem się z nim, zauważając jednak, iż człowiek nie jest w stanie zbawić się własnymi siłami. Może go zbawić wyłącznie boża łaska, odkupienie.

Oczywiście znowu się ze mną zgodził. Jak ja go za to lubiłem! We wszystkim przyznawał mi rację. Bardzo mądry człowiek.

Odpowiedział, że wystarczy wezwać Pierwotną/Ostateczną Rzeczywistość i otworzyć się na jej działanie. Umysł spocznie wtedy w swojej naturze.

Czyli będzie kontemplował sam siebie – powątpiewałem - A gdzie Bóg?

Odpowiedział, że wszystko jest Bogiem i On jest wszystkim. To nasza prawdziwa natura. Pustka, chaos, pleroma gnostyków, keter kabalistów, unio mystica.

Ja oczywiście sprzeciwiłem się: to na pewno nie jest to samo. Wygląda mi to na relatywizm moralny. Jeśli wszyscy mają rację, i jeśli każdy może sobie wybrać, co mu pasuje, a nie to, co jest faktycznie prawdą, jeśli etyka zależy od lokalnej kultury, zamiast być niezależną i uniwersalną, to nie ma tutaj miejsca na Boga.

Hex odrzekł na to, że Kosmos znaczy porządek. Wszystko ma w nim swoje miejsce, przyczynę i znaczenie. Bóg jako Kosmokrator, czyli Pan Świata, jest tym światem.

To panteizm! – krzyknąłem w przerażeniu, ale on odrzekł: Może tak, a może nie całkiem. Ja, świat i Bóg to jedno, w dodatku puste i świetliste. Czyli jednak nie panteizm.

No i tak się przekomarzaliśmy.

Unio mystica – oświadczyłem - to wynik osiągnięcia trzech dróg: via purgativa, via contemplativa i via illuminativa, czyli najpierw konieczne jest oczyszczenie, potem kontemplacja, a dopiero wtedy może nastąpić iluminacja.

Hex odrzekł, że on właśnie robi dokładnie to samo, tylko w innej tradycji. Robi to podczas tworzenia swoich dzieł. Najpierw oczyszcza siebie i otoczenie wprowadzając odpowiednią energetykę, potem czeka (i to jest właśnie kontemplacja boskiej pustki), aż w końcu osiąga artystyczną iluminację.

Zapytałem go, co myśli o problemie teodycei, czyli dlaczego dobry Bóg pozwala na zło (na przykład na złą sztukę)?

Odpowiedział po swojemu, czyli żartem: No właśnie! Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego dobry Bóg stworzył tasiemca i Obcego ósmego pasażera Nostromo. Jaka jest ich rola w bożym planie zbawienia?

Ale potem spoważniał: Teodycea polega na tym, że świat jest taki jak my: spolaryzowany. Nie zrzucajmy odpowiedzialności na osoby trzecie. To my stwarzamy świat na nasz obraz i podobieństwo.

Więc Bóg jednak nie jest winny? – zapytałem.

Hex zaznaczył, że w ogóle nie ma potrzeby posługiwać się kategorią winy albo grzechu. Wszystko jest takie jakie jest. To wszystko. Dodał, że on mówi na to Takość.

Tak właśnie przekomarzaliśmy się.

Poruszyłem temat Silentium Domini. Dlaczego, jak twierdzą niektórzy, Bóg milczy?

A ogląda ojciec telewizję? – zapytał - I słyszy ojciec wtedy bicie swojego serca?

Przyznałem, że nie.

No właśnie – odrzekł - Trzeba wyłączyć to ryczące pudło wewnętrznego monologu, a wtedy wszystko ładnie się objawi, czyli nastąpi objawienie.

Takie to było nasze przekomarzanie.

Jak widzicie, Tom Hex to dobry chłopak, nawet jeśli podąża dziwnymi, mrocznymi ścieżkami. A że są mroczne, świadczy o tym tematyka jego nawiedzonych dzieł: duchy, upiory, demony i temu podobne.

Myślę, że trzeba mu to wybaczyć i pamiętać o nim w naszej codziennej modlitwie.

Jak powiedział H. R. Giger, prace Hexa są „odrażająco optymistyczne” albo jakoś tak. Wydaje mi się jednak, że jeśli ktoś tryska humorem w tym jak się wydaje nieszczęśliwym świecie, musi być na dobrej drodze do Ostatecznej Iluminacji. W ten właśnie sposób sam Bóg usiłuje się do nas przedostać. Przez humor i śmiech.

Nie zmarnujmy tej szansy i zapatrzmy się w dzieła Toma Hexa.